|
Kobiety chcą być biedne
Po raz kolejny po kampanii wyborczej przetoczyła się dyskusja na temat wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Niestety, nie padły żadne nowe argumenty a Polaków nieszczególnie temat zainteresował. W efekcie z badań opinii publicznej nadal wynika, że kobiety wolą być na emeryturze biedne i już się do tego przyzwyczaiły.
Polski państwowy system emerytalny padnie mniej więcej za 20-30 lat. Tak uważają najbardziej pesymistyczni analitycy, którzy z niepokojem obserwują wzrost udziału emerytur i świadczeń socjalnych w budżecie państwa. Coraz mniej osób pracuje na najmłodszych w Europie emerytów, którzy przechodzą na garnuszek państwa w wieku 57,2 lat. Nie tylko nie możemy się równać z Irlandczykami, których średni wiek emerytalny wynosi ponad 63 lata, ale nawet z (uważanymi za euroleniwców) Francuzami i Włochami (odpowiednio 58 i ponad 59 lat).
Wyrównanie wieku emerytalnego dla mężczyzn i kobiet miałoby dwa skutki pozytywne. Po pierwsze system emerytalny po prostu się nie załamie. Lepiej jest dostać emeryturę jakąkolwiek niż - jak bywało często u wschodnich sąsiadów - żadną przez pół roku. Po drugie zaś, kobiety przestałyby narzekać na niskie emerytury, bo po prostu dostawałyby je większe. I to naprawdę sporo większe.
Szacuje się bowiem, że kobieta, która zarabia 2.500 zł brutto, będzie dostawać według aktualnych przeliczników emeryturę w wysokości ok. 1.230 zł brutto (czyli niecały tysiąc złotych na rękę). Gdyby przeszła na emeryturę w wieku 65 lat, dostawałaby 1750 zł brutto, czyli ponad 1400 zł na rękę. A jednak czterysta złotych różnicy niewiele dla kobiet znaczy, bo w badaniach opinii wolą biedować o pięć lat dłużej, byle tylko nie pracować do 65 roku życia. Najlepiej by było, żeby te czterysta złotych dostać, ale absolutnie dłużej nie pracować. Czyli zjeść ciastko i mieć ciastko.
Przeciwnicy podwyższenia wieku emerytalnego kobiet często używają argumentu, że wcześniejsza emerytura jest swego rodzaju nagrodą za ciężką pracę, jaką jest wychowywanie dzieci, prowadzenie domu i ogólnie rzecz biorąc - harówkach na dwóch etatach (domowym i w firmie). I jest to w polskim, konserwatywnym społeczeństwie, poważny argument. Mężczyznom do przewijania bobasów nie jest śpieszno, feministyczne ataki na nich nie są zatem do końca pozbawione słuszności. Ale trzeba być konsekwentnym. Konserwatywne podejście do modelu rodziny w ogóle nie przewiduje, że kobieta będzie pracować zarobkowo. Na polowania (dzisiaj: po pieniądze) chodził mężczyzna i jakoś to przez te kilka tysięcy lat funkcjonowało. Rewolucja przemysłowa przewróciła system społeczny do góry nogami. Problem w tym, że znany nam dzisiaj system emerytalny pochodzi jeszcze z czasów II Rzeszy Niemieckiej, kiedy to problem emerytów był o tyle mniejszy, że ich... nie było. Ludzie umierali w znakomitej większości przed przejściem na emeryturę. Pasjonujące rozwiązanie problemu, nieprawdaż?
Oczywiście nie ma szans, aby w ciągu najbliższych czterech lat cokolwiek się ruszyło. Trudno nie zauważyć, że rząd PiS nie ma na celu robienia czegokolwiek konkretnego, poza dobrym wrażeniem. Po czterech latach demonstrowania uśmiechów dowiemy się zapewne, że nic nie dalo się zrobić, bo rząd był mniejszościowy. Z dwóch czy trzech milionów mieszkań (genialna socjotechnika - nawet ja zapomniałem, ile właściwie PiS ich obiecał) oraz tysięcy kilometrów autostrad został nam ochłap w postaci 500 zł becikowego dwa razy w życiu. "Polityka może być uczciwa!" - wykrzykiwał w telewizorze premier M. O tempora, o mores...
A tymczasem do momentu krachu systemu emerytalnego pozostanie nam wtedy nie odległe dwadzieścia, lecz już piętnaście lat. Dla wielu naszych czytelników nie jest to perspektywa zanikająca w pomroczności jasnej: ich kredyty mieszkaniowe są nawet dłuższe. Czy wyobrażacie sobie, jak będzie się Wam spłacało raty za mieszkanie w chwili, gdy budżet państwa przestanie wypłacać część świadczeń społecznych, ogłaszając seryjnie częściowe moratoria?
Kilkanaście miesięcy temu Paul Johnson, publicysta konserwatywnego brytyjskiego tygodnika "The Spectator", napisał: jeżeli żyjesz na kredyt, żyjesz ponad stan. I ja mu wierzę, choć konserwatystą nazwać mnie zdecydowanie nie można. Ma rację, a ja złotówki autentycznie się boję - o losie przyszłej emerytury już nawet nie wspominając. Bo nawet ta z OFE w 60% leży zamrożona w czym? Brawo. W obligacjach pustego w niedalekiej przyszłości Skarbu Państwa.
Życzę Państwu dużo pieniędzy w nowym roku. Przydadzą się za jakiś czas.
Adam Jarecki

(10.01.2006)
|