Niepotrzebne polisy
Gdy państwo wtrąca się w gospodarkę, gospodarka się broni. Tę zasadę potwierdza problem niepotrzebnych klientowi polis ubezpieczeniowych, które mają zastapić część opłat za udzielenie kredytów - szczególnie tych łatwych i szybkich.
Bancassurance jest doskonałą drogą do zarobienia pieniędzy przez bank i towarzystwo ubezpieczeniowe. Akwizycja jest tania (bo klient właśnie stoi przy okienku czy siedzi na fotelu), sprzedawane polisy są proste, łatwe i najczęściej... niepotrzebne. Tym sposobem rynek finansowy broni się przed ustawowymi ograniczeniami oprocentowania pożyczek. Na tym jednak nie koniec, instytucje zauważyły, że można zdobywać przychody także bez powiązania ich z kredytami.
Wiele szybkich pożyczek - dotychczas dość drogich - musiało stanieć. Wprowadzono zatem nowe opłaty, które tylko nazwą przypominają kupienie polisy. Dobrym przykładem są tzw. polisy od bezrobocia, które niczego specjalnego nie gwarantują (zwłaszcza przy nie najniższym poziomie składek) a klient i tak musi je wykupić. Polisy tego typu często chronią przed spłatą raty kredytu przez zaledwie 3 do 6 miesięcy. Oznacza to, że płacąc np. 0,1% od kredytu hipotecznego na 200 tys. zł (czyli 2 tys. zł) ewentualne odszkodowanie (czyli zapłacone trzy raty) wyniosą... mniej od składki.
Jeżeli posiadasz kartę kredytową, prawdopodobnie masz już automatycznie wykupioną polisę ubezpieczeniową. Niektóre banki zachowują się przyzwoicie i pozwalają zrezygnować z tej iluzorycznej ochrony, niektóre mniej i uznają polisę za obowiązkową. To kolejny sposób na wyciągnięcie pieniędzy, bo prawodastwo i tak chroni klienta banku przed nielegalnymi obciążeniami konta karty. Ryzyko klienta jest z mocy ustawy ograniczone do kilkuset złotych.
Kolejną polisą-nie-polisą jest ubezpieczenie sprzętu elektronicznego. Może przybierać różne formy: od przedłużenia gwarancji (co akurat jest ściągnięciem pomysłu z producentów tego sprzętu, którzy niekiedy pozwalają na wykupienie dodatkowego roku lub dwóch lat bezpłatnego serwisu) po ubezpieczenie od kradzieży. Tylko po co ubezpieczać telefon komórkowy dostępny na rynku za 300 zł, jeżeli składka wynosi aż połowę tej kwoty?
Przyglądajmy się polisom sprzedawanym w bankach. Dopytujmy o szczegóły. W ubezpieczeniach obowiązują te same zasady co w życiu codziennym: jeżeli coś jest dla wszystkich, to najprawdopodobniej jest dla nikogo. Kupuj tylko te opcje ubezpieczeniowe, które dają realną szansę zaoszczędzenia. Najprostszy przykład: polisa ubezpieczająca transakcje kartami płatniczymi przez złodzieja nie powinna kosztować więcej niż 2 zł miesięcznie (złotówka to idealna cena za taki zakres ochrony). Poza tym nie potrzebujesz kilku takich polis. Jeżeli masz kilka kart, na codzień noś jedną (tę ubezpieczoną). Rozwijanie w sklepie wachlarza kart nie jest ani bezpieczne ani... modne. Wręcz przeciwnie. To tak jak ze sprawdzaniem godziny: po prostu NIE MOŻNA robić tego na telefonie komórkowym.
Od godziny jest zegarek.
(5.06.2006)
|