NAWIGATOR:      Strona główna -> Kryminałki, śmiesznoty, ciekawostki
 

Wieczerzak wygrywa

Wskutek błędów prokuratury oraz biegłych proces Grzegorza Wieczerzaka może ulec zawieszeniu a on sam znaleźć się na wolności. Zdajemy sobie sprawę, że to już stało się nudne, ale powtórzymy jeszcze raz: wymiar sprawiedliwości przypomina ruiny Koloseum: w zasadzie jeszcze istnieje, ale używać się go już nie da.

Jednym z podstawowych obowiązków prokuratury jest przedstawienie konkretnych, jednoznacznych zarzutów osobie oskarżonej o wykroczenie lub przestępstwo. Prokurator nie może powiedzieć sądowi: nie wiemy dokładnie co i ile, ale na pewno coś ukradł i trzeba go ukarać. Tymczasem w sprawie Grzegorza Wieczerzaka mamy idealny przykład, że jest to możliwe.
Zgodnie z zasadami państwa prawa wszystkie niejasności rozstrzyga się na korzyść oskarżonego. Jest to fundamentalna zasada demokracji i jedna z podstawowych norm sądownictwa. W procesie Wieczerzaka widzieliśmy już wiele dziwnych, śmiesznych i strasznych wydarzeń. Pamiętamy choćby poddawanie pod wątpliwość niezawisłości sędziego (podstawy wcale nie były nonsensowne).
Sprawę można już nazwać bez owijania w bawełnę - to kompromitacja.

Jeden z zarzutów obejmuje operacje na rynku Narodowych Funduszy Inwestycyjnych. Powołany przez oskarżenie biegły przyznał, że opinię w tej sprawie napisał wspólnie z pracownikiem Centralnego Biura Śledczego a tak w ogóle to nie zna za dobrze języka polskiego i nie ma doświadczenia w sprawach związanych z rynkiem NFI. Brzmi jak koszmar z ulicy Wiązów? Tak, ale to nie koniec.

Ranking banków dla firm

Główny zarzut (o największej wadze finansowej) dotyczy działania na szkodę PZU Życie poprzez udzielanie pożyczek firmom Code, Metroprojekt i Ares Bis. Chodzi o kwotę ok. 43 mln dolarów. problem w tym, że prokuratura uważa, że pieniądze te zostały pożyczone z funduszy składkowych - oskarżeni twierdzą, że ze środków własnych firmy. Wbrew pozorom to bardzo poważna różnica. Fundusz ubezpieczeniowy (czyli aktywa powierzone towarzystwu przez klientów) znajduje się pod szczególną ochroną prawa. Środki własne firma może inwestować w co chce, gdzie chce i kiedy chce. Wynik odbije się na zysku netto firmy, ale nie na oszczędnościach ubezpieczonych. Może zostać rozliczony przez wściekłego akcjonariusza pechowej spółki, ale nie prokuraturę.

Powołano kolejnego biegłego, który zaliczył do strat poniesionych przez PZU Życie tzw. korzyści utracone. To zawsze jest śliski grunt. Inwestycje w nieruchomości siłą rzeczy są pomysłem długoterminowym. Fakt, że w ciągu roku dana inwestycja przyniosła stratę wcale nie oznacza, że decyzja o jej podjęciu była błędna. Gdy następny rok przyniesie boom na rynku, strata przekształci się w zysk. Tylko nikt jeszcze nie oskarżył nikogo o działanie na szkodę firmy dlatego, że zainwestowała w bony skarbowe zamiast w dochodowe nieruchomości. To dlaczego oskarża się o inwestycje odwrotne?

Z tym wątkiem sprawy łączą się jeszcze błędy biegłej wyceniającej stratę. Okazało się, że pani biegła nie uwzględniła... różnic kursowych pomiędzy dolarem a złotówką. W ten sposób została zaprzepaszczona najważniejsza sprawa w procesie karnym: wyraźne i dokładne określenie kwoty straty, na jaką działania Grzegorza Wieczerzaka naraziły PZU Życie. Pani biegła stwierdziła, że uwzględniłaby zmianę kursową ok. 50 groszy, a tak dużej nie było. Poza tym wybrała jedną z kilku metodyk. Przy innej kwota strat byłaby również inna. W efekcie prokuratura nie wie, o co właściwie oskarża byłego prezesa PZU Życie a proces zaczyna przypominać opowieści Kafkowskie.

Nie pastwmy się już nad biegłymi, pomyślmy o samej prokuraturze. Otóż prasa szeroko rozpisywała się o fakcie, że Grzegorz Wieczerzak jest udziałowcem jednej z firm, która pożyczała od PZU Życie pieniądze. Tyle tylko, że jedynym dowodem jest znaleziona u oskarżonego dyskietka z faksami zapisanymi w plikach komputerowych. Dokładnie takich, jakie średnio obeznajomiony z technologią licealista może wyprodukować w trzy kwadranse. Innych dowodów - wypisów z rejestru, przelewów, umów spółek, czy choćby nawet niezarejestrowanych uchwał władz firmy - nie ma. Tymczasem wymiar sprawiedliwości słusznie określa, co jest niepodważalnym dowodem w tego typu sprawach: papier i podpis. I bardzo dobrze, bo gdyby było inaczej, moglibyśmy nazwać się Rzeczpospolitą Śledczą, żeby nie użyć obraźliwych określeń rodem z czasów komunizmu.

Ranking banków dla firm

Przyglądając się sprawie w sposób obiektywny nie sposób nie dojść do dwóch wniosków. Po pierwsze, nieprawidłowości na pewno były. Po drugie, żadna z nich nie ma szans na udowodnienie a już na pewno na obronienie podczas apelacji. Chyba, że organa ścigania wreszcie wezmą się do roboty, na co jednak na razie się nie zanosi.

Czytając bulwarówki pamiętajmy o jednym: każdy człowiek jest niewinny tak długo, jak długo nie zostanie prawomocnie skazany. Naszym zdaniem Grzegorz Wieczerzak nie będzie. Bez problemu za to wygra proces o odszkodowanie za trzyletni pobyt w więzieniu.

Pierwszym krokiem do upadku oskarżenia będzie zapewne zwolnienie Grzegorza Wieczerzaka z aresztu. Sąd po zapoznaniu się z dziurawymi jak ser szwajcarski aktami i zeznaniami biegłych przychylił się do wniosku adwokatów Wieczerzaka i wyraził zgodę na opuszczenie przez niego murów więzienia. Jeżeli wpłaci 2 mln zł, wyjdzie na wolność (pod pewnymi ograniczeniami: nie będzie mógł opuszczać miejsca zamieszkania na dłużej niż 3 dni, otrzyma zakaz wyjazdu za granicę oraz zabronione będzie jego kontaktowanie się z osobami pracującymi w spółkach zamieszanych w sprawę - zarówno aktualnie jak i w przeszłości). Jeżeli do 15 maja Grzegorz Wieczerzak wpłaci kaucję, zakończy się trzyletni areszt, który już tylko w cudzysłowiu można nazwać tymczasowym.

(30.03.2004)


 NAWIGATOR:      Strona główna -> Kryminałki, śmiesznoty, ciekawostki